MARAMURESZ tryptyk romański

Tryptyk ma swoją cześć centralną i dwa skrzydła. W mojej podróży do Rumunii - Maramuresz to pierwsze skrzydło, które warte jest numeru jeden.  Nawet UNESCO podziela moją opinie, zapisując niezliczone skarby tego rejonu do swej światowej listy. Ale ja - to ja, nie zawsze wędruję utartymi szlakami, więc najbardziej tłumnie odwiedzanych miejsc nie będzie ... ominęliśmy je mniejszym lub większym łukiem. Za to skręcaliśmy nie raz w bok.  
  
Ieud. Znajduje się tam najstarsza cerkiew drewniana w Maramuresz (1364 r.) jak wiele innych także umieszczona na liście UNESCO. Jako jedyna nie została spalona w czasie najazdu w XVIII w.
Wewnątrz malowidła na drewnie, kolekcja ikon, najstarsza ponoć drabina w Rumunii - z XIV w., wokół cmentarz.W pobliżu cerkwi znajduje się ciekawe prywatne muzeum etnograficzne.
Ieud jest kwintesencją wsi maramureskiej. Znajdziemy tu najstarszą cerkiew w regionie oraz cerkiew unicką z 1717 r., wpisane na listę UNESCO. Zachwyciły drewniane wrota do domostw - prawdziwe snycerskie cuda, znak firmowy regionu. Kobiety, duże, małe, dorosłe i zupełnie dziewczęce chodzą w spódnicach.



Warto podpatrzeć  jak nadal wygląda niedzielne świętowanie w tym regionie.



Drewniane cudeńka

Tradycja Maramureş przekazywana jest w drewnie. Z niego budowane są świątynie i zwykłe chałupy.


Mimo, iż nowoczesne materiały budowlane częściowo zastępują tradycyjne, bramy domów i kościołów oraz ozdobne krzyże wciąż budowane są z drewna. Bogato rzeźbione bramy są bardzo charakterystyczne dla tego regionu.


W ornamentyce częstym motywem jest sznur wijący się wzdłuż słupów, węzły w formie kółek i krzyży. Często spotykana jest rozeta symbolizująca słońce oraz motywy kwiatowe.
 

 Dragomiresti.


Unikalne muzeum kobiet. Pomieszczenia muzeum pełne są różnorodnych przedmiotów codziennego użytku, zdjęć, rzeźb, narzędzi, zabawek , itd. Starano się zaprezentować to wszystko co ma "szeroki związek" z kobietą.


Pokazano wszystko co potrzebne kobiecie do prowadzenia domu, do wychowania dzieci, itd. Pewnie trafniej brzmiało by: "muzeum kobiecego świata" -  feministki dostały by zawału ... W ogóle ten rejon, to z feministycznego punktu widzenia - ciemnogród: spódnice, chustki na głowach, świat kobiet związany z domem ...


Garnki związane są z miejscową tradycją, która mówi, że każda panna na wydaniu powinna zawieszać przed swoim domem garnek, który ma symbolizować jej gotowość do zamążpójścia. Oczywiście im bogatsza rodzina, tym więcej garnków i, co za tym idzie, wyższy posag, który otrzyma panna młoda. Bywa, że garnki wiszą na drzewie.



 Bogdan Voda w Bogdan Vodzie- stąd wojowniczy Kniaź wyruszył budować niezależne państwo Mołdawii.  Smakoszom kawy polecam miejscowy lokal obok pomnika [nie należy zniechęcać się wystrojem  "a la mordownia"]  - podają tam znakomicie parzoną kawę. Oraz dla innych smakoszy - domową palinkę. 

Góry Maramorskie i Góry Rodniańskie 

Tu zawsze było blisko do jakiejś granicy. Przed rozbiorami w rejonie szczytu Hnitessa (1759 m.) schodziły się granice Rzeczypospolitej, Węgier i Mołdawii; w okresie międzywojennym na szczycie Stog (1643 m.) zbiegały się granice Polski, Czechosłowacji i Rumunii.


Przełęcz Prislop odgradza Maramuresz od Bukowiny, jest także granicą pomiędzy Transylwanią a Mołdawią. Pasul Prislop, położona na wysokości 1416 m n.p.m to dobra baza do pieszych wędrówek, gdyż rozdziela Góry Maramorskie od gór Rodniańskich. Przełęcz jest znakomitym punktem widokowym na te pasma, a także na położone na wschodzie Obczyny Bukowińskie.

Cerkiew i klasztor p.w. Przemienienia Pańskiego i Św. Trójcy
Przed wojną, gdy północno wschodnia część tych gór należała do Polski, piękną kartę zapisała tu turystyka polska. Szlaki przecierali Mieczysław Orłowicz i Hugon Zapałowicz. Na górskie wyrypy przyjeżdżało tu wielu zapaleńców ze Lwowa.


My postanowiliśmy rozbić nasz pierwszy biwak na Przełęczy, aby zasypiać i budzić się z niezapomnianymi panoramami. Postanowienie to jedno, pogoda, to drugie. Wydzieraliśmy widoki mgłom, spaliśmy otuleni białym mlekiem i tysiącem dzwoneczków, niewidocznych owiec, a w nocy zbudził nas tętent i rżenie galopującego konia. Jakim cudem nas nie stratował, nie wiem, ale wrażenie na pewno nie zapomniane.


Rano przyszły psy pasterskie, nieufne, ale nie agresywne. Całkiem sympatyczne. Jednym słowem nocleg na legendarnej przełęczy, jakieś 15 kilometrów od dawnej naszej granicy.


Bertold Merwin, w czasie I wojny światowej był oficerem II Brygady Legionów Polskich. Swoje przeżycia i spostrzeżenia opisał w książkach „Legiony w Karpatach” (1915), „Legiony w boju” (1916), „Z życia w Legionach” (1918).  W tej drugiej opisuje ciężkie walki, jakie w dniach 18 – 22 stycznia 1915 stoczyli na Prislopie  polscy legioniści:


„Legiony idą przez Prislop, 1.413 metrów wzwyż. Bajeczną serpentyną, wijącą się po stokach tej góry coraz śmielszemi skręty aż do samego szczytu, do samej przełęczy. Im wyżej w górę, tem śnieg większy, gęstszy, natrętniejszy. Wreszcie: zadymka straszna, chaos białych płatów, kłębiących się wśród gęstej mgły – świata bożego nie widzisz! Wali ci w twarz zmokłą wciąż śnieg, otula cię warstwa stwardniałego, zlodowaciałego śniegu i tak sunie oddział za oddziałem przez Prislop na front (…) forsować gościniec ku Kirlibabie. Bo o ten gościniec tu chodzi. To klucz sytuacyi. To jedyna droga, wiodąca na Węgry, główna arterya ruchu z głębi Bukowiny, z Kimpolungu, z Seledynu, z Dorna Watry. (…) 
Rys. F. Zajchowskiego
 Więc poczęły się pięciodniowe, straszne, zawzięte, mordercze boje o ten klucz sytuacyjny, o gościniec z Prislopu do Kirlibaby i o tę miejscowość samą, boje, stoczone między 18 a 22 stycznia 1915 roku (…). A było tych pięć dni zmagań się batalionów Legionów okropną szkołą wytrzymałości żołnierskiej, szkołą, jakiej nasi żołnierze nigdy jeszcze w ciągu swej służby wojennej nie przechodzili. Dniem i nocą leżą ludzie bez przerwy i zluzowania, na pozycyach, wśród śnieżnych pól, w lasach, na głazach górskich, w tyralierce, wśród zawieruchy, bezustannie elementarną mocą szalejącej. Ognisk palić nie wolno… Wróg zbyt bliski… Ciepłej strawy ugotować niepodobna… Ogrzać się nie ma gdzie… (…) " Więcej tutaj.


Dzisiaj o tamtych czasach świadczy jedynie skromny cmentarz i ślady okopów za schroniskiem na przełęczy.


nad przełączą Rotunda
Następny nocleg również na przełęczy - a właściwie nad przełączą Rotunda [trzeba pojechać dalej za prywatne schronisko]. I do tego wybraliśmy całkiem dobrze widoczny dawny okop, z wałami i różnymi umocnieniami. Miejsce na biwak polecam.

Przełęcz Rotunda położona jest na wysokości 1271 m n.p.m. i wyznacza granicę pomiędzy górami Suhard i Rodniańskimi.



Kilka lat później dotarłam też do "Wesołego Cmentarza" - można  o nim poczytać TU


GALERIA ZDJĘĆ >>>>>>>>>>>>>>> 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Szlak Graniczny: Wetlina, Rabia Skała, Rawki

Z wizytą w Fatimie.

Wybrzeże Łotwy - pięknie i pusto.

Portugalskie azulejos - mozaikowy świat z przewagą bieli i błękitu

Ryga - z dachowym kotem i kogutem w tle.

Ermitaż - maksymalna dawka sztuki

Ateny - miasto filozofów i nie tylko