Lwów - czyli mierzymy się z idée fixe.


Kresy to rodzaj idée fixe, która jest nieosiągalna i stale obecna. W mojej rodzinie występuje również, wessałam ją  od najwcześniejszych dni dzieciństwa. Kresy, Kresy…  czy to wina tylko i wyłącznie Sienkiewicza? Nie jestem tego pewna.

Potrzeba pojechania tam kwitła, rosła w siłę. Pierwszym  miejscem, które odwiedziłam na Kresach było równie znane Wilno. Dobrze, ale przecież czekał Lwów.

Było wiele możliwości krótkich wycieczek, pod czas bardzo częstych wyjazdów w Bieszczady. Ale dzień czy dwa wydawały się niewystarczające. Mieć możliwość, aby powłóczyć się, pozaglądać w kąty, nacieszyć się. 

Długo trwało, aż w długi weekend majowy udało się pojechać. Do tego udało się znaleźć noclegi u Polaków – urodzonych i mieszkających w tym prawie mistycznym mieście. Jednym słowem dotkniemy Lwowa, a nie tylko prześlizgniemy się po samym wierzchu miejskiej skorupy. Niecierpliwość wzrastała wraz ze zmniejszaniem odległości. Cieszył fakt, że będziemy mieszkać w obrębie starej części Lwowa, w połowie drogi między Rynkiem a Cmentarzem Łyczakowskim. 
Pomnik Daniela I Halickiego ( Daniło), króla Rusi w latach 1253-1264
 
Lwów to stare miasto, naprawdę ma tych kilka stuleci na karku. Powstał na terenie Grodów Czerwieńskich tj. Wyżynnego Roztocza z działem wód między zlewiskami morza Bałtyckiego i Czarnego, przechodzącym przez środek późniejszego miasta (z najwyższymi punktami: Czartowską Skałą - 414 m n.p.m. i Łysą Górą, późniejszym Wysokim Zamkiem - 398 m n.p.m). Kalendarium z tych terenów jest imponujące :
  • IX – X w. osadnictwo Lędzian podlegających państwu Wiślan
  • 1018 – w czasie wyprawy kijowskiej Grody zostały odebrane przez Bolesława I Chrobrego,
  • 1069 – do Polski przyłączył je ponownie Bolesław II Śmiały.
  • ok. 1250 założenie grodu obronnego przez  Daniela I Rurykowicza. Ród ten silnie był spowinowacony z Piastami. 
  • 1324-25 Rządy obejmuje siostrzeniec Lwa II i Jerzego, syn księcia sochaczewskiego Trojdena I i Marii, córki Jerzego I - Bolesław. Przechodzi na prawosławie i przyjmuje imię Bolesława Jerzego II .
  • 1340 – po bezpotomnej śmierci Bolesława Jerzego II Trojdenowicza z dynastii mazowieckich Piastów - miasto, na podstawie umowy spadkowej, przeszło pod berło króla Polski Kazimierza Wielkiego. Przyłącza je do Polski, a po najazdach odbudowuje, jak to on - kamienne, obwarowane zamkami i otoczone murami. Położył też kamień węgielny pod budowę Katedry Łacińskiej.
  • 1370 – po śmierci Kazimierza Wielkiego, król Ludwik I Węgierski mianuje księcia Władysława Opolczyka namiestnikiem oderwanej Rusi Halickiej.
  • 1382 – pierwsza publiczna szkoła miejska
  •  1387 – Jadwiga Andegaweńska, król Polski ogłasza akt przyłączenia Rusi Halicko-Włodzimierskiej do Korony.
  • 1444 – król Władysław III Warneńczyk nadał miastu prawo składu, podstawę potęgi gospodarczej Lwowa. Każdy kupiec zdążający przez Ruś miał obowiązek przez dwa tygodnie wystawiać swój towar na sprzedaż. Towary z najwyższej półki: bydło wołoskie, klejnoty, przyprawy (pieprz, imbir, muszkat, kadzidło), cytrusy, wina greckie i cypryjskie, jedwabie, wyroby ze skóry itd.

Ratuszowy Lew
  • 1648 - 1655 - król Jan Kazimierz i wojenne zawieruchy. W 1648 roku wytrzymał Lwów oblężenie Chmielnickiego. Lwów był w czasie "potopu szwedzkiego" jedynym większym miastem w Polsce, które zwycięsko oparło się szturmom nieprzyjaciół, nie poddając się ani Kozakom, Szwedom, Tatarom czy Węgrom Rakoczego.
  • 1656 - w Katedrze Łacińskiej przed cudownym obrazem Matki Boskiej Łaskawej - Jan Kazimierz składa - śluby oddające Polskę pod opiekę Matki Bożej, którą ogłosił Królową Korony Polskiej.
Bazylika archikatedralna Wniebowzięcia  N. Maryi Panny (potocznie katedra Łacińska) 

Itd., itp. działo się naprawdę wiele. Aż trudno wybrać kilka faktów, aby jako tako je scharakteryzować. I to nie tylko w XIX czy XX wieku. Jak opowiedzieć o tym, co zobaczyłam? Może spoglądając na starą cześć Lwowa z góry? Jeżeli ktoś lubi chodzić po schodach lub lubi panoramiczne widoki może wdrapać się na wieże Ratusza, aby z wysokości 65 metrów obejrzeć szczegóły nie widoczne z dołu.


 Zamieszkaliśmy na ul. Piekarskiej, skąd ruszyliśmy ku staromiejskiemu Rynkowi. Pierwszym wspaniałym obiektem z jakim się spotkałam, to był kościół św. Andrzeja i klasztor obronny oo. bernardynów. Miejsce związane z bliskim mi świętym - Janem z Dukli.

doskonale widoczny kompleks bernardynów
 
Czy to przez tego światłego człowieka, patrona Lwowa - czy z innych irracjonalnych powodów - to właśnie fasada kościoła św. Andrzeja z 20-ma posągami jest dla mnie "obrazem Lwowa". Każdego dnia naszego pobytu przechodziliśmy koło niego.

W klasztorze bernardyńskim ostatnie lata swego życia (1463–1484) spędził Jan z Dukli. Tam też spoczęły jego relikwie.
 

W 1736 roku, trzy lata po beatyfikacji Jana z Dukli, przed kościołem ustawiono kolumnę z jego figurą w scenie w jakiej miał się ukazać Bogdanowi Chmielnickiemu podczas oblężenia Lwowa. Fundatorem rzeźby był Seweryn Michał Rzewuski a wyrzeźbił ją Sebastian Fesinger.
 
Figurka została zniszczona po wojnie, obecnie kościół katolicki podjął starania o umieszczenie na kolumnie repliki figurki, ale mimo starań, aby w roku jubileuszu 600 rocznicy urodzin -  Jan z Dukli wrócił na swoje miejsce, kolumna pozostaje pusta.
 Więcej TUTAJ.

Kościół bernardyński był świadkiem wielu ważnych wydarzeń; m.in. tu w 1621 wręczono buławę polną koronną Stanisławowi Lubomirskiemu a w 1663 Jan Świderski przepraszał króla Jana III Sobieskiego w imieniu związku wojskowego.

Przylegający do kościoła kompleks zabudowań klasztornych i wolno stojąca dzwonnica, otoczone murem obronnym z basztami – od średniowiecza (zwłaszcza w okresie wojen kozackich i tureckich) stanowiły jeden z elementów systemu obronnego miasta.
 Rotunda nad studnią na dziedzińcu. Według legendy, studnia ta powstała ze źródełka, które zaczęło tryskać po wykopaniu doczesnych szczątków św. Jana z Dukli dla przeniesienia do grobu w kościele, a woda z tego źródełka „miała moc uzdrawiającą”.


Idąc dalej trafiamy na kolejną ważną postać - samego Adama Mickiewicza.  Kolumna Adama Mickiewicza na dawnym Placu Mariackim wzniesiona w latach 1902–1904 według projektu Antoniego Popiela, ma ok. wysokość 21 metrów. U podstawy kolumny umieszczono spiżową figurę Poety, powyżej - skrzydlatego geniusza Poezji, sfruwającego ku poecie i podającego lirę. W dniu 3 maja składane są tam kwiaty przez polskie delegacje, co mogłam zaobserwować.

 

Tuż obok Bazylika archikatedralna Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny we Lwowie (potocznie katedra Łacińska) – jeden z najstarszych kościołów Lwowa, znajdujący się przy południowo-zachodnim narożniku lwowskiego rynku.

Katedra i Pl. A. Mickiewicza
Budowę świątyni rozpoczęto za czasów króla Kazimierza III Wielkiego w 1370 roku. Nie jest budowlą jednolitą. Mury i wieża są gotyckie, a hełm z lataniami wieńczący wieżę - barokowy. Kościół został poświęcony w roku 1405 przez biskupa przemyskiego Macieja Janinę – początkowo nie miał rangi katedry, stał się nią dopiero w 1412 roku.



Myślałam, że w niedziele - 3 maja, na Mszy św. w języku polskim usłyszę mocnym głosem odśpiewaną pieśń Z dawna Polski ... niestety, organista pobrzękiwał, lwowianie mruczeli ... choć mruczeli pięknym zaśpiewem. Mogłam przez godzinę słuchać go w nieskończoność. 


kaplica p.w. M.B. Częstochowskiej. Rokokowy ołtarz z 1775 r. wykonany przez J. Obrockiego 
Bliziutko: 
przy Placu Katedralnym, we Lwowie, o kilka metrów na południe od absydy katedry łacińskiej W. N. Maryi Panny, wznosi się kaplica Boimowska czyli tzw. Ogrójcowa. Jej fundatorami byli: Węgier z pochodzenia Jerzy Boim, sekretarz króla Stefana Batorego, lwowski kupiec i rajca oraz jego przyjaciel - dziekan kapituły lwowskiej ks. Walenty Wargocki. Wykonawcą kaplicy był Janusz Głuski z Krakowa lub Paweł Rzymianin. Według niepewnych źródeł przy budowie miał współdziałać Jacob Scholtz. Kaplica zbudowana została w latach 1609-1615, natomiast dekoracja architektoniczno-rzeźbiarska rodzinnego mauzoleum, powstała w kilkadziesiąt lat później na zlecenie Pawła Jerzego Boima, syna fundatora, lekarza, kupca i wójta Lwowa. Kaplica przylega południowym bokiem do wybudowanej w XVIII w. kamienicy.


Oglądana od zewnątrz ujawnia typ wzorujący się dokładnie na kaplicy Zygmuntowskiej na Wawelu. Kopułę zakończono smukłą, okrągła latarnią zwieńczoną krzyżem z figurą Chrystusa.



Fasada o niezwykle bogatej dekoracji manierystycznej jest dziełem lokalnych rzeźbiarzy i sztukatorów - Jana Białego, H. Scholtza oraz J. Pfistera. Elewacja podzielona jest sześcioma kolumienkami i dwoma gzymsami na dwie kondygnacje. 


W kondygnacji parteru znajduje się arkadowy portal flankowany biforyjnymi oknami. Trójpodział drugiej kondygnacji podporządkowany jest tematowi ukrzyżowania Chrystusa, są to po lewej stronie: Chrystus upadający pod krzyżem, po środku - Śmierć na krzyżu, a po prawej stronie - Zdjęcie z krzyża. Istną perełką jest wnętrze kopuły.


Wnętrze kopuły kaplicy, zdobią trzy pierścienie kasetonów (czyli skrzyńców) po 12 w każdym pierścieniu, wykonanych przez Jana Pfistera. W pierścieniu dolnym przedstawieni są prorocy ze Starego Testamentu: Samuel, Natan, Eliasz, Elizeusz, Izajasz, Jeremiasz, Ezechiel, Daniel, Ozeasz,  Sofoniusz,  Zachariasz,  Malachiasz. W pierścieniu środkowym – Ojcowie Kościoła: Ambroży, Augustyn, Hieronim, Grzegorz Wielki, Atanazy Wielki, Bazyli Wielki, Grzegorz z Nazjanzu i Jan Chryzostom


Kasetony w najwyższym pierścieniu wypełniają rzeźby aniołów. Artysta umieścił na skrzyżowaniu kasetonów uskrzydlone główki aniołków i głowy lwów. W oświetlającej kopułę latarni przedstawiona jest Trójca Święta adorowana przez anioły.
Gdy z tarasu widokowego spojrzymy dalej na północny - zachód, bądź od Katedry wrócimy pod pomnik Mickiewicza i pójdziemy dalej dawnymi Wałami Hetmańskimi [Prospekt Swobody], dojdziemy do kolejnej chluby Lwowa - Teatru Wielkiego.


Wspaniały gmach, który wraz operą wiedeńską i paryską stanowi podium wśród tego typu budowli. Zbudowano go w latach 1897 -1900 według projektu Zygmunta Gorgolewskiego. Kogo nie było na otwarciu: H. Sienkiewicz, I. Paderewski,S. Badeni, Eh..
 wznieśliśmy twierdzę, która ma być po wieczne czasy nie tylko świadkiem wymownym naszej miłości i szacunku dla sztuki, ale także jednym z ognisk polskiej oświaty ("Dziennik Polski" z 4 października 1900)

Uwagę widza przykuwa południowa, główna fasada gmachu, silnie rozczłonkowana i bogato dekorowana, zwieńczona brązowymi, uskrzydlonymi postaciami Geniusza (środkowa, ze złoconą, w łuk wygiętą gałązką palmową), Dramatu (z lewej) i Muzyki (z prawej).
 
Elewację parteru zdobi rustyka, a do wnętrza prowadzi troje dębowych drzwi dwumetrowej szerokości, których główne portale tworzą kolumny z doryckimi kapitelami, podtrzymującymi tryglifowy fryz dorycki. Wyżej, ponad gzymsem oddzielającym parter od pierwszego piętra, piękna loggia, w której półkoliście zakończone trzy okna wsparte na potrójnych kolumnach z jońskimi kapitelami. Nad łukami okiennymi, kute w kamieniu przez Wójcika alegoryczne postacie. Po obu stronach loggi, w niszach dwie kamienne rzeźby niewiast symbolizujące: Tragedię (z mieczem w ręku) dłuta Antoniego Popiela i Komedię (z maską) dłuta Tadeusza Barącza. Rząd kolumn o kapitelach kompozytowych podtrzymuje architraw, nad którym wsparty na konsolach gzyms wieńczący kondygnację i piękna attyka ozdobiona tarczami herbowymi i posągami dwunastu muz. Apollina z orszakiem muz można też dostrzec na dwóch reliefach umieszczonych na cokołach uskrzydlonych posągów Dramatu i Muzyki. Całość budowli wieńczy kryta miedzianą blachą kopuła z latarnią i masztem flagowym. /za:http://www.lwow.home.pl/teatrwielki.html /
Równie, a może jeszcze bardziej interesujące jest bogato dekorowane wnętrze teatru: przedsionek, westybul i klatka schodowa prowadząca do parteru, lóż parterowych oraz lóż I, II i III piętra. Amfiteatr.


Oczywiście poświęciliśmy jeden wieczór na spotkanie z operą Don Giovanii z Libretto Lorenzo da Ponte. Jak można było sobie odmówić takiej przyjemności.
Kochali lwowiacy swój teatr i chodzili jak mogli najczęściej, łamiąc bez skrupułów prawo szpery. Co było związane z teatrem obchodziło wszystkich. Od tego smarkacza wymyślającego najdowcipniejsze fortele, by bez biletu dostać się na galerię, co w „Bezgrzesznych latach" tak pięknie opisuje osobisty uczestnik tych wypraw Kornel Makuszyński, aż po staruszka emeryta, pamiętającego jeszcze pana Aleksandra Fredrę z ul. Chorążczyzny. Teatr był chlebem powszednim, lecz wybranie się do teatru było zawsze uroczystością, dłużej niż w innym mieście komentowaną. Do teatru trzeba się było wystroić najodświętniej. „Dzisiaj idziemy do teatru" więc i radosny kłopot dla gospodyni. I fryzjer konieczny i trzeba przyspieszyć kolację i zostawić coś w „bratrurze" na „po teatrze". /za: "Lwów" 1992, "Ossolineum"/
O dawnej estymie mowy nie ma. To chyba było największe rozczarowanie, gdy w tym wspaniałym Gmachu, na klasyce opery były tłumy na widowni, ale "tłum" ubrany jak turysta pod czas deszczu. Podejrzewam, że dużo w tym winy organizatorów wycieczek dwudniowych, którzy proponują spektakl wieczorem. A zwiedzający nie ma w autokarze stroju wieczorowego.
 
Kościół Bożego Ciała z klasztorem dominikańskim i z prawej zespół cerkiewny: cerkiew Zaśnięcia Matki Bożej,  dzwonnicy  Korniakta i kaplicy Trzech Świętych
Teraz mały przeskok - z zachodniej strony Ratusza przeniesiemy się na stronę wschodnią, aby rozpocząć prezentacje lwowskiego tyglu kultur, narodowości, religii. Oczywiście można byłoby od Teatru wędrować dalej, ale chciałabym na koniec zostawić to, co zrobiło na mnie największe wrażenie. 

Dotknęłam już Lwowa  - Semper Fidelis, czyli miasta zawsze wiernego (Rzeczypospolitej). Ale Lwów, to miasto Rusinów, Ormian, Greków, Niemców, Żydów, Węgrów, Włochów a nawet Szkoci się przez pewien czas pojawili. Dla nich to było też ICH miasto. We Lwowie miały swą siedzibę aż trzy arcybiskupstwa katolickie: rzymskie, greko-katolickie i ormiańskie. Do tego wspólnoty prawosławne, protestanckie. Wyznawcy judaizmu od ortodoksów po rzeczników asymilacji. A przecież mieszkali tu też mniej liczni Tatarzy czy Turcy - wyznawcy islamu.  Nauczyli się żyć w pokoju, budować jedyny i niepowtarzalny - Lwów. Specyficzny klimat wielokulturowy dużego miasta.

 "Uśmiech Lwowa jest wspólnym ich (Lwowiaków) skarbem i tym zaklęciem, co ich łączy."
                                                                                                                          / K. Makuszyński/

ikonostas w cerkwi Zaśnięcia Najświętszej Marii Panny
 
Świetnie widać ten tygiel w zespole cerkiewnym, tzw. Cerkwi Wołoskiej, który składa się z cerkwi Zaśnięcia Matki Bożej, dzwonnicy (wieży Korniakta) i kaplicy Trzech Świętych.


To maleństwo pod wieżą to kaplica Trzech Świętych
Fundatorem pierwszej cerkwi był hospodar mołdawski Aleksander Łopuszanin (stąd nosi ona potoczną nazwę Wołoskiej). Drugą cerkiew wzniesiono z inicjatywy Bractwa Uspieńskiego (prawosławnego), zaś fundatorem dzwonnicy i kaplicy był grecki kupiec Konstanty Korniakt. 


Wieża Korniakta, wysoka na 66 m, uważana jest za pomnik manieryzmu na ziemiach Rzeczypospolitej, historycy architektury porównują ją do wieży kościoła Santo Spirito w Rzymie. Skrzyżowały się w wieży Komiaktowskiej wpływy greckie, włoskie, polskie.  
 


Funkcja obrona wieży okazała się przydatna w 1704 r., podczas najazdu  szwedzkiego, kiedy to celny strzał z łuku obrońcy z wieży,  trafił w czapkę króla Szwecji Karola XII. Na wieży Korniakta wisi też jeden z największych dzwonów dawnej Rzeczypospolitej, odlany w lwowskiej ludwisarni Teodora Polańskiego w 1786 r., dzwon o średnicy dwóch metrów, nazwany imieniem "Cyryl". Służył jako główny dzwon miasta, alarmując o pożarach, klęskach żywiołowych oraz upamiętniając swym dźwiękiem śmierć najwybitniejszych obywateli Lwowa, niezależnie od ich wyznania. W czasach sowieckich dzwonienie z wież kościelnych w mieście zostało całkowicie zabronione. Dopiero na Wielkanoc w 1989 roku po raz pierwszy od pół wieku, lwowianie usłyszeli dzwon "Cyryla".


 
Kaplica Trzech Świętych - Jana Chryzostoma, Bazylego Wielkiego i Grzegorza z Nazjanzu zwanemu Teologiem. Kaplica nawiązywała stylem do architektury bizantyjskiej – miała formę małej cerkwi o trzech kopułach na jednej osi i stanowiła jakby miniaturę Cerkwi Wołoskiej. Wszystkie trzy budowle są ze sobą organicznie połączone w jedną całość tworząc wewnętrzny arkadowy dziedziniec okolony kolumnadą. Całkiem ciekawy zlepek. W okolicy ślady dawnych żydowskich budowli. Nie udało nam się znaleźć pozostałości synagogi. Podejrzewaliśmy, że właśnie trwała tam jakaś budowa i wszystko ogrodzone było płotem. Ale mieliśmy możliwość posmakować kuchni żydowskiej i potargować się /z sukcesem/ przy płaceniu rachunku. 


Do tego po drodze do sąsiedniego klasztoru dominikanów jest jeszcze jeden element z bogactwa pogranicza - pomnik Łemka - Nikifora. Za nim Warszawa poznała jego prace, były już wystawiane we Lwowie. Zaś za pomnikiem Nikifora widać kościół Bożego Ciała.



Obecnie greckokatolicka cerkiew Najświętszej Eucharystii. Jego fasada, wkomponowana między elewacje klasztoru i sąsiadującej z nim dzwonnicy, wyróżnia się wertykalizmem, w duchu późnego baroku, co zostało podkreślone zarówno przez pionowe podziały architektoniczne jak i przez nakrywająca nawę kopułę osadzoną na wysokim tamburze i zwieńczoną bogato dekorowana latarnią.


Rzeźba epitafijna Artura Grottgera z 1880, dłuta Walerego Gadomskiego.


Wchodzimy teraz w kwartał dawnej dzielnicy Ormiańskiej. Ulica Łesi wiedzie wzdłuż istniejących do XVIII w. północnych murów obronnych miasta. Do tej części obwarowań przylegała dzielnica, którą zamieszkiwali lwowscy Ormianie. Osią dzielnicy była ulica Ormiańska (Wirmenska) i Zaułek Ormiański. Zakątek jakby wyjęty z Bliskiego Wschodu.


Jadąc do Lwowa słyszał powtarzane bez przerwy: musimy iść na kawę do Ormianki (Virmenki), kawę z tygielka grzanego piaskiem, kawę parzoną na wschodnią modłę. W końcu to we Lwowie powstała jedna z pierwszych kawiarni na świecie. A Katedra Ormiańska - to sama mistyka... Poszliśmy raz, a potem wracaliśmy kolejne razy - tak na kawę, jak i do Katedry.

dzwonnica z 1571 roku przebudowana w XIX wieku.
Zachęceni życzliwym przyjęciem i przywilejami króla Kazimierza Wielkiego, Ormianie zaczęli licznie przybywać już od XIV w. Stanowili wprawdzie niewielką liczebnie  populację, ale będąc bogatymi kupcami i wpływowymi mieszczanami , zajęli bardzo wysoka pozycję w mieście, dodając miastu swoistego kolorytu i przyczyniając się do jego rozkwitu. Osiedlali się głównie, przy nadanej im i noszącej do dziś nazwę ulicy Ormiańskiej, biegnącej równolegle do północnej pierzei lwowskiego Rynku.  Po zawarciu Unii kościelnej z Rzymem w 1629 r. Ormianie zaczęli się polonizować, tak że już od początku XIX w. stali się właściwie Polakami obrządku ormiańsko-katolickiego. Po 1945 r. kiedy Lwów został miastem Ukraińskiej Republiki Radzieckiej, Ormianie rozpłynęli się na fali tzw. "repatriacji".


Katedra ormiańska Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny we Lwowie – jeden z najstarszych i najcenniejszych zabytkowych kościołów Lwowa, ufundowana przez Ormian w II połowie XIV wieku, będąca niemal od początku ośrodkiem biskupstwa ormiańskiego. Katedra ormiańska we Lwowie stanowi jedyny w swoim rodzaju przykład architektury o rysach orientalnych w Europie Środkowej.

Dziedziniec południowy

Katedra wchodzi w skład większego zespołu budowli duchowieństwa ormiańskiego. Sąsiadują z nią trzy dziedzińce. Dziedziniec południowy - cmentarz (XV - XVIII w.). Kaplica Męki Pańskiej z  drewnianą, rokokową rzeźbą Chrystusa Ukrzyżowanego. Tło umieszczonych w kaplicy krucyfiksu oraz figur Matki Boskiej Bolesnej i św. Jana stanowią rzeźbione w drewnie kwiaty. Kaplicę od góry zamyka baldachim, a całość wieńczy trójkątny, wysoki daszek zbudowany z tarcic.

 Nowa kopuła - oculus przeszklony secesyjnym witrażem z cherubinami i motywami roślinnymi, zaprojektowanym około 1909 roku przez Karola Zyndrama Maszkowskiego.
Wnętrze proste bez ikonostasu /podobnie było w gruzińskim kościele Ormiańskim/, widać ślady zniszczeń i grabieży z okresu ZSRR. Człowiek wchodzi i ciarki przechodzą mu po ciele. W powietrzu unosi się kurz i ledwo wyczuwalny zapach kadzidła. Ale jest też coś nieuchwytnego, wręcz transcendentnego. Ma się wrażenie, że duchy wędrują wokół nas.


 I nie chodzi tu o jakieś tam duchy z filmów fantasy, ale najprawdziwsze dusze czyśćcowe. To z ogromnej kompozycji na północnej ścianie nawy, pt. "Pogrzeb św. Odilona", gdzie obok ludzi widnieją postacie duchów, zjaw w habitach z kapturami. Wygląda to jakby stali przed obrazem. Ikonograficzne przedstawienie pogrzebu św. Odilona jest tematem niezwykle rzadkim (Władysław Kozicki uważał, że warszawski malarz, Jan Henryk Rosen przedstawił ten temat w ogóle po raz pierwszy w historii sztuki europejskiej). Według tradycji kościelnej właśnie św. Odilon wprowadził święto zmarłych - Dzień Zaduszny. Jest patronem dusz czyśćcowych. Dlatego na jego pogrzebie w orszaku pogrzebowym wzięły udział duchy. Na malowidle  Rosena ukazany jest właśnie ten moment.


Spotęgowanie tego wrażenia można poczuć uczestnicząc w niedzielnej, prawie trzygodzinnej Liturgii. Jest to liturgia obrządku ormiańskiego z charakterystycznym chórem, odzianym w czerwono - złote stroje [dominacja śpiewu] i dźwiękami specyficznych talerzy, językiem grabar (staroormiański), który zachował się tylko w modlitwach i kapłanem stojącym tyłem.


Wróćmy na koniec na rynek z doskonale zachowanym średniowiecznym układem urbanistycznym. Jest to prostokąt o wymiarach 142 na 129 m. Rynek otacza zespół 44 kamienic, najstarsze z nich pochodzą z XV wieku, choć w części z nich znajdą się jeszcze starsze elementy.

Rynek. Pierzeja wschodnia.
Numeracja zaczynają się od nr. 2 we wschodniej pierzei Rynku, zresztą najciekawszej. Rozpoczyna ją wzniesiona w roku 1593 Kamienica - Pałac Bandinellich, (renesansowa), nazwana tak od nazwiska włoskich kupców.


Nr 3 Kamienica Wilczków, rokokowa, swój wygląd zawdzięcza przebudowie z lat 1771–72. Nazwę zawdzięcza pierwszym właścicielom - patrycjuszowskiemu rodowi Wilczków. Najciekawszy jest wystrój parteru z trzema niszami mieszczącymi drzwi, które są przedzielone pilastrami z rzeźbami Atlantów.


Numer 4 przypada najsłynniejszej, lwowskiej kamienicy - Czarnej [1588- 89, podwyższona 1596]. Prawdopodobnie zaprojektowana przez samego Pawła Rzymianina. Parter zdobią kontrastujące z czernią ścian płaskorzeźby z białego kamienia. Mieściła się tu jedna z pierwszych aptek. Z ciekawostek: mieszkał tu m.in. lekarz Jana III Sobieskiego. Od 1929 r. mieści się tu Lwowskie Muzeum Historyczne. 

pierzeja wschodnia
Pod numerem 6 mieści się największa z kamienic tzw. Kamienica Królewska [Korniaktowska, Mały Wawel]. Powstała na miejscu dwóch innych kamienic dla jednej z najbogatszych lwowskich rodzin - pochodzących z Krety Korniaktów [1580], sprowadzających wspaniałe greckie wina.

Kamienica Królewska tzw. Mały Wawel.
 
W 1640 nabyli ją Sobiescy. W trzydzieści osiem lat później kazał ją przebudować sam król Jan III. Fasa ma wystrój z pogranicza renesansu i baroku. Wewnętrzny dziedziniec jest z trzech stron otoczony piętrowymi krużgankami.



W innej z kamienic Gielazynowskich- nr 36 mieszkał ks. Józef Poniatowski, gdy był oficerem austriackim.

Nr. 31 - płaskorzeźby Zygmunta Kurczyńskiego
 
Ewenementem lwowskiego rynku jest przejeżdżający przez niego tramwaj! Człowiek może nie zauważyć jak tuż za jego plecami dobiega go charakterystyczny turkot. Do tego jeszcze widoczna trakcja.


Mają też świetne słupki, które kryją się w jezdni przed przejazdem tramwaju, a potem wyrastają i zagradzają drogę samochodom.


Trzeba dodać, że w tramwajach jeszcze starego typu, są kasowniki - dziurkacze :) Można skasować bilet, a nie go przedrukować.


Życie na rynku nie zamiera do późna w nocy, dzieje się dużo. Jest dużo muzykantów na bardzo wysokim poziomie. Co krok na kogoś trafialiśmy. A na jedną kijowską kapele, która zresztą nam się najbardziej podobała - trafialiśmy kilka razy.


Na żywo chłopacy byli jeszcze lepsi. Fraida Band



Czy zwiedziłam Lwów? Tak, choć nie widziałam wszystkiego. Mogłam się nacieszyć Starym Miastem. Pobyć, a nie tylko przebiec. Byłam też na Cmentarzu Łyczakowskim i Orląt Lwowskich, o czym pisałam TUTAJ. Zostało jeszcze mnóstwo do zobaczenia, na jeszcze nie jedne odwiedziny.


 A co z tytułową idée fixe

Tak pisał o Lwowie w 1939 r. Kornel Makuszyński: "Można wyrwać cierń z serca i jakąś zadrę z duszy - ale tego przeklętego miasta ani z serca, ani z duszy nie wyrwiesz".

A ja pojechałam do Lwowa i mit nie wytrzymał konfrontacji. Naprawdę bardzo mi się podobało - to wspaniałe i piękne miasto - polecam wszystkim, ale nie znalazłam "tego czegoś", owego genius loci. Sama byłam tym zadziwiona. Podejrzewam, że mit był nad wyraz rozdmuchany, oczekiwania ogromne. Będę chciała pojechać tam jeszcze, może Lwów zaczaruje mnie ... na pewno jest wart odwiedzenia.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Szlak Graniczny: Wetlina, Rabia Skała, Rawki

Wybrzeże Łotwy - pięknie i pusto.

Z wizytą w Fatimie.

Portugalskie azulejos - mozaikowy świat z przewagą bieli i błękitu

Ryga - z dachowym kotem i kogutem w tle.

Ermitaż - maksymalna dawka sztuki

Ateny - miasto filozofów i nie tylko