Słoweńskie okruchy
Człowiek planuje, planuję – a potem i tak największe i najpiękniejsze miejsca odkrywa poza planem. Tak też było ze Słowenią. Przy pierwszej podróży na podbój Bałkanów Sło wenia nie była brana pod uwagę. Przy drugiej było podobnie – tym razem celem miała być Południowa Dalmacja. Aż tu na 24 godziny przed wyjazdem wyskoczył jak królik z kapelusza nowy scenariusz: jedziemy przez Słowenię. Zdziwienie, szok – przecież Słowenia zupełnie nie po drodze. Mamy jechać na południe, a nie na północ. Plan zakładał podróż najszybszą i najprostszą trasą, tak aby przemęczony kierowca dojechał i odpoczął. A tu Przemęczony Kierowca – zaplanował podróż na około. Uparł się i już. Podejrzewałam, że chodzi bardziej o modele pociągów w Wiedniu, a nie o Słowenię. Ruszyliśmy, ale Wiedeń minęliśmy obwodnicą. O co chodzi? Gdy na granicy austriacko – słoweńskiej dowiedzieliśmy się, że jedziemy w stronę Lublany i tam będziemy nocować, zdziwienie osiągnęło zenit. Dłużej nie dało się ukrywać, że następnego d...