Bieszczadzki Autostop.
Tym razem się nie uda - pomyślałam i natychmiast zatrzymał się pierwszy samochód. Od, tak po prostu, na przekór pojawiającej się trzydziestoparoletniej myśli. Odetchnęłam, uśmiechnęłam się, oczy rozbłysły niepowtarzalnym blaskiem. Wbrew prognozom świeciło słońce, a dwójka z przodu jechała akurat nad Solinę. Wszystko jest w porządku, rozpoczęłam właściwą drogę w Bieszczady. Czasami myślę, że jedyną właściwą drogę, która pozwala rozsmakowywać się w tym, co tak urzeka w Bieszczadach. Pozwala dawkować drogę, zbliżać się z rozmysłem, kilometr po kilometrze wtapiać się w to miejsce, w ludzi, w góry. Nie lubię dojeżdżać za szybko, tracę wtedy ten powitalny rytuał. Ważny rytuał powrotu. Najpierw Krosno, moja zajezdnia komunikacji publicznej. Dalej już nie wypada uganiać się za powolnym pociągiem, busami czy PKS –em. Jak już muszę dojechać którymś z nich, to tylko tu. Zaczyna się drżenie serca, nawet RTCN na Suchej Górze pobudza krew do szybszego krążenia. Poranna kawa u przyjaciół, uściski...